wtorek, 29 maja 2012

Akacja (robinia), przepisy: PLACUSZKI Z AKACJI


Akacja.  Znane, popularne drzewo. Fachowo nazywane robinią akacjową. Wiecie, że można jeść kwiatki? Zrobiłam sobie ostatnio placuszki, i tak mi zasmakowały, że następnego dnia powtórzyłam zabawę.


 Placuszki z kwiatów akacji:

Składniki
(porcja na jedną patelnię, tak na próbę czy smakują)
- Kilka kwiatostanów robinii
- Jajko
- Parę łyżek mąki
- Coś kwaśnego: jabłko, rabarbar, jakieś niesłodzone owoce ze słoika, lub parę kropel cytryny.
Ewentualnie cukier, ale odradzam, robinia, czyli akacja sama w sobie jest wyraźnie słodka.
  
Przygotowanie ciasta:
Mąkę roztrzepać z jajkiem. Dodać tyle mąki żeby ciasto było dość rzadkie.  Nie dodawać wody, to placuszki ładnie wyrosną (wariant z wodą opisałam na końcu i wyjaśniłam czemu lepiej bez wody). Dodać kwaśny element.

Kwiatki: Tu są dwie szkoły:

- albo maczać cały kwiatostan łapiąc za ogonek, tak ja na zdjęciu.

- albo oberwać same kwiatki do ciasta, one łatwo się oddzielają od ogonków, wymieszać z ciastem i nakładać placki na patelnię łyżką.

Wypróbowałam obie wersje,  i jestem zwolennikiem szkoły „same kwiatki”, bo łodyżka właziła w zęby, i nie bardzo mi się to podobało. A poza tym łatwiej dołożyć te dodatki kwaśne, jak jest to wszystko razem wymieszane.

Smacznego. Mi ogromnie zasmakowały.                                                      


WARIANT: w cieście naleśnikowym (czyli z dodatkiem wody lub mleka)

Jestem zwolennikiem samego jajka z mąką, bez wody czy mleka, bo placki ślicznie wyrastają, są bardzo puszyste i  bogate w smaku a to bardziej mi to pasuje do delikatnych kwiatków. Natomiast wersja z dodaniem wody czy mleka do jajka i mąki – czyli klasyczne ciasto naleśnikowe – sprawia, że są bardziej płaskie i bardziej mączno-chlebowe. Co kto lubi.

UWAGA
Przypominam, że stanowczo odradzam jedzenie "wszystkiego". Namawiam na wypróbowane, może nieco zapomniane, ale ZNANE dzikie rośliny jadalne. To, że można zjeść akację, to nie znaczy, że można jeść każdy napotkany kwiatek. Więcej o innych roślinach jadalnych i więcej przepisów znaleźć można w  "PRZYRODNICZE"

Miłej zabawy!

wtorek, 22 maja 2012

ZATRUCIE KONWALIĄ (konwalia majowa, zdjęcia)


KONWALIE

Piękne, a trujące…

Najczęstszy mechanizm zatrucia konwalią jest taki: przychodzi dziecko do domu, spragnione, bo gorąco i łapie szklankę z wodą stojąca na stole i wypija. W wodzie były konwalie, które już zwiędły i zostały wyrzucone.

Podaję autentyczne przypadki zatruć, takie trafiają się na pogotowiu. Spis przyjęć to dobre źródło informacji o mechanizmach zatruć.

Dlaczego dziecko, a nie dorosły? Bo dziecko jest mniejsze, więc trucizna mocniej działa? Nie sądzę. Co prawda dziecko i jest mniejsze, ale konwalia ma bardzo silnie działające substancje i dorosły też powinien się zatruć. Myślę, że raczej chodzi o to, że dorosły jednak obejrzy szklankę z wodą, zanim ją wypije. Dziecko niekoniecznie.
Takiego zatrucia „ze szklanki” można prosto uniknąć, wystarczy sprzątnąć i kwiatki i wazonik.


Natomiast mało kto zrywa konwalie i je zjada. Bo to niezbyt atrakcyjne. Nie to, co jakieś jagódki, czy inne owocki. Nawet niezbyt rozgarnięte dziecko raczej nie będzie systematycznie zrywało i zjadało zielska. Ale raczkującemu dziecku, co wszystko bierze do buzi,  lepiej położyć kocyk z dala od konwalii. Można na trawniku przy stokrotkach.

Konwalie są silnie trujące i warto o tym pamiętać.

Więcej o roślinach trujących, leczniczych oraz jadalnych znajdziesz w rozdziale PRZYRODNICZE

W rozdziale Trudne Tematy powiesiłam odcinek o nieregularnych cyklach. Trudne Tematy się tutaj nie wyświetlają, celowo, a mają oddzielne wejście "od lat 18". Dlatego wspominam, że wieszam, bo może umknąć, a temat ciekawy.
 

poniedziałek, 21 maja 2012

KURZAJKI


Kurzajki

Niewielkie brodawki w kolorze skóry,  zazwyczaj na skórze dłoni.
(Sporo osób mających kurzajki, zna sprawę i umie je jednoznacznie rozpoznać. Świadomie nie będę robić wykładu różnicowego, co jest kurzajką, a co inną brodawką. Jeśli masz coś na ręku, czego nie jesteś pewien, pokaż lekarzowi. Proszę unikać diagnozowania się samemu. Ba, nawet lekarze mają się sami nie diagnozować! Naprawdę, tak uczą i są powody ku temu.)

Kurzajki to choroba wirusowa. Zakaźna. Co nie znaczy, że każde uściśnięcie dłoni osobie z kurzajką skończy się masą brodawek.

Po informacji o tym, że to choroba wirusowa, pewien mój znajomy wykrzyknął:
- Ach! To dlatego, miałem ciągle nowe, jak chodziłem do uczelnianej pracowni komputerowej! A potem, jak już miałem własny sprzęt, to skończyło się jak nożem uciął!
No, cóż…. Dokładnie tak..

Czy mogę z ręki przenieść na twarz?
Kurzajki lubią skórę dłoni. Zaraz będzie pytanie, co to znaczy lubią. To znaczy, że występują na dłoniach, a poza dłońmi to wyjątkowo rzadko i wtedy jest to nietypowa sytuacja. Jeśli chodzi o biochemiczną stronę lubienia, to przypuszczalnie rozpoznają jakieś białko i dlatego „lubią” dłonie. A wirusy zapalenia wątroby „lubią” nie dłonie, a wątrobę.

Jak leczyć:
Są dwie metody zasadnicze
- usunąć miejscowo – szybko, tylko że to boli. Ale problem z głowy.
- smarować podrażniaczem - przez 2 miesiące. Trwa, ale nie boli.

Usuwanie miejscowe:
Do wyboru wymrażanie ciekłym azotem, chyba najpopularniejsze, ponadto wypalanie, ewentualnie jakieś formy wyłyżeczkowania. Wszystkie te okrutne formy stosujemy wobec kurzajki, ale nie na skórę obok. Skóra obok ma zostać.

Smarowanie:
Nie wiem co jest dostępne w tej chwili na rynku, a za czasów studiów, był jakiś preparat w formie lakieru, czy takiej zastygającej białej papki, którą należało położyć na kurzajkę, ale nie na skórę obok. Jeśli skapnęło czy spłynęło, to szybko wytrzeć. A to dlatego, że w takim preparacie to nie było nic specjalnego antywirusowego, tylko po prostu… środek silnie drażniący. Poważnie. A przypuszczalny mechanizm działania: podrażnia i aktywizuje system immunologiczny. I dlatego kurzajka ginie.

Nieleczone kurzajki:
Nieleczone po pół raku giną same. Znaczy ginie stara kurzajka, ale jeśli w międzyczasie dała początek nowym, to te nowe znowu posiedzą na rękach około pół roku i mogą dać początek…. I tak w kółko. Dlatego lepiej poleczyć.

U osób z zaburzeniami odporności
U takich osób kurzajki się nie leczą, albo leczą dużo dłużej niż pół roku. Dlatego, że źle działa system immunologiczny takiej osoby. I u tych osób nie wystarczy smarowidło drażniące i kurzajki się źle leczą. Trzeba leczyć koniecznie u specjalisty i leczyć starannie, bo z drobiazgu może się zrobić spory kłopot.
Jeśli jesteś domownikiem osoby z obniżoną odpornością (na przykład kimś po przeszczepie, z chorobą nowotworową, czy z obniżeniem odporności z innego powodu), to przelecz sobie kurzajki, jeśli je masz. Nie dla siebie, bo może wydaje Ci się to małym problemem, bo może faktycznie jakaś drobna brodawka, co sama odpadnie za jakiś czas, nie jest godna uwagi. Nie dla siebie. Ale dla tej osoby, żeby jej nie zarazić. Bo ona może mieć problem i duży i długi. Żeby jej tego oszczędzić.

niedziela, 20 maja 2012

Jedzmy kwiatki: KWIATKI SZCZYPIORU

Kwiatki szczypioru (ogrodowego.)

Fioletowe pędzelki. Na zdjęciu są pączki, niedługo przed rozwinięciem.


Jadalne.
Jadalne, ale to źdźbło szczypioru, na którym jest kwiatek, robi się twarde. Nie jest trujące, można je jeść, tylko nie jest to specjalnie smaczne. Źdźbła z pączkami najpierw są miękkie.
Dlatego ogrodnicy hodujący szczypior zrywają kwiaty: żeby uniknąć twardnienia źdźbła. Szczypior kwitnie na wiosnę, i jak mu się wiosną kwiatki zerwie, to potem latem i jesienią już jest spokój.

To kiedy jeszcze jeść, a kiedy nie?
Pomacać. Jak źdźbło z kwiatkiem jest wyraźnie twardsze niż zwykłe źdźbła, to nie jeść. Jak tylko trochę, to jeść. Te na zdjęciu, o dziwo, były miękkie, mimo tak dużych pąków. Może dlatego, że bardzo szybko rosły po upałach i deszczach i nie zdążyły stwardnieć. Zwykle ta wielkość pąków sprawia, że szczypior już nie jest smaczny.

Jak jeść kwiatki?
Dowolnie. Ja pokroiłam, jak zwykły szczypior, do pasty z białym serem i rybą, zwanej awanturką. Ale tak samo dobrze będzie do białego sera, gdzie fiolet kwiatków da dodatkowy akcent kolorystyczny, do jajecznicy, pasty jajecznej, na posmarowany masłem chleb, do posypania surówki, czy do innych rzeczy.


Więcej podobnych tematów w rozdziale: PRZYRODNICZE

czwartek, 17 maja 2012

NIE SMAŻYĆ DZIEWICY!


Miałam mnóstwo radości wymyślając tytuł tego fragmentu. Będzie o olejach i oliwach pierwszego tłoczenia, czyli ekstra virgin. (Ten sam źródłosłów dla dziewicy i pierwszego tłocznia.)

Dziewice olejowe są zdrowe, bo mają lekkie frakcje, które nie tłoczą się potem albo uszkadzają podczas tłoczenia na gorąco. Ale to jest trochę broń obosieczna, te właśnie cenne dodatki sprawiają, że nie należy smażyć dziewicy. Bo się te składniki przypalą, i będą rakotwórcze, i będzie gorzej niż gdybyśmy wzięli olej zwykły czy oliwę zwykłą.

Ten odcinek jest krótki, bo to jest bardzo proste i bardzo ważne. Do smażenia bierzemy olej zwykły (oliwę zwykłą).

Nie smażymy dziewicy.

środa, 16 maja 2012

OMASTA czyli trochę tłuszczu w jedzeniu


Omasta

Dobrze robi, jak jest w jedzeniu dodatek tłuszczu, ponieważ część witamin rozpuszcza się w tłuszczach (tak zwany ADEK, czyli witaminy A, D, E i K). Kiedy jest trochę tłuszczu, to łatwiej się wchłaniają.

Dlatego truskawki ze śmietaną wcale nie są głupie. (Tłustą śmietaną!!! Nie żadnym jogurtem „zero”!)
Dlatego kaszę dobrze podać z łyżką masła.
Pierogi - ze skwarkami
Zupę - ze śmietaną
Sałatkę - skropić oliwą.
Itd.

„Omasta” naszych dziadów to był dobry wynalazek.
Nie tylko lepiej smakuje (większość osób woli „okraszone”, „z omastą” czy „lepiej smakuje z łyżką masła”). To po prostu pomaga dobrze wchłaniać. Tak jest zdrowiej. Naprawdę. Nie mówię, żeby jeść kostkę masła na kromce chleba. Ale proszę też nie demonizować tłuszczu, on jest po prostu potrzebny.

(Jak ktoś jest, z jakiegoś ważnego powodu, bardzo antytłuszczowy, to chociaż niech je orzechy i pestki. Też tłuste.)
 
Smacznego.

sobota, 12 maja 2012

CHLEBEK SZCZYPIOROWY


Chlebek szczypiorowy

Pół kilo mąki
Drożdże – 3-5 dkg (grudka mniej więcej wielkości orzecha)
2 łyżki cukru
Małe pół szklanki oliwy z oliwek (może być inny tłuszcz)
Posiekany szczypior, spory pęczek
Sól
Trochę pieprzu
Duszone jabłka ze słoika, albo woda.


Drożdże ugnieść z cukrem w misce lub garnku. Po chwili, jak się rozpłyną (drożdże po ugnieceniu się rozpływają) dodać mąkę, oliwę, wszystkie sypkie składniki (sól, przyprawy: szczypior, pieprz). Wymieszać.
Dodać mokre: jabłka albo wodę w takie ilości żeby dało się zagnieść ciasto. Zagnieść krótko. Jak za rzadkie dodać trochę mąki, jak za gęste dodać mokrego. Nie zawracać sobie głowy wyrabianiem. Nie potrzeba.

Piec w prodiżu lub piecu 150-180 do zrumienienia. Około pół godziny, tak orientacyjnie. Dobrze jest wyłączyć piec, uchylić, i zostawić w ciepłym, żeby powoli stygło, wtedy nie opada. No, dobra,  to tak pachnie, że język ucieka i nie da się wytrzymać, ale niech ostygnie chociaż tyle, żeby się dało wziąć w rękę.

Szczypior daje cebulowy smaczek i ładny wygląd, a jabłko - kwaskowo-owocową nutę. Wyjątkowo udane połączenie.
Smacznego.

czwartek, 10 maja 2012

ŻABY NIEBIESKIE (Rana arvalis), zdjęcia


Żaby niebieskie - to samce żaby moczarowej (Rana arvalis), w okresie godowym. Czyli na początku kwietnia, przez około tydzień. Kolor jest naprawdę niebieski, a nie tak jak to często bywa u biologów, że "czerwony" to tak naprawdę lekko brązowy. Niebieski, śliczny, proszę bardzo zdjęcie - nic nie podkręcane. A dziewczyny są brązowe.


Fotografowanie tych żab jest o tyle trudne, że po na przełomie marca i kwietnia, to jest jeszcze po prostu bardzo zimno, i trudno ustać nieruchomo, żeby nie spłoszyć. W tym roku padał śnieg w czasie moich zdjęć. Co roku robię wyprawę fotograficzną dla trzech klubów turystycznych warszawskich. Jeśli chcesz dołączyć, zapisz się na listę AKT Maluch, lub AKT Styki, lub Koła PTTK 1, lub skontaktuj ze mną.

Relację z tegorocznej wyprawy (tej ze śniegiem) można przeczytać na moim prywatnym blogu w odcinku: żaby niebieskie.
Więcej zdjęć żab: zdjęcia żab niebieskich

Dźwięk żab: wcale nie kumkanie!
To raczej cichutkie bulgotanie. I jak pół bagna bulgocze to wrażenie jest tak dziwaczne, że brzmi raczej jak jakaś śluza, albo daleki śpiew gęsi lecących w kluczu. Kumkania nie przypomina wcale.


UWAGA do dźwięku: Pomóżcie. Siadłam wreszcie i obrobiłam dźwięk. Mam dwa AVI wielkości około 200 kb. Chcę powiesić. Jak się wiesza dźwięk? Myślałam, że powieszę jako filmik. Bloger umożliwia wieszanie filmików i zdjęć, ale przy AVI się wywala. Efekt jest taki, że zaczyna pobierać, wyświetla szablonik fimiku i wyświetla błąd. Jak widać poniżej. Można jakoś inaczej dołączyć?




Mogę dać pełny film, z obrazem, ale ma co najmniej 10 mega, nawet jak króciutki, boję się ze będzie spowalniał stronę. Może dam oddzielną stronę dla tych co mają szybkie łącza, ale chcę dać podstawowy przykładowy krótki dźwięk tutaj.

Na koniec:
Żaby moczarowe są  pod ochroną. Właściwie,oprócz tego, że są obłędnie piękne, to praktycznego zastosowania dla człowieka nie mają. Ale w tym samym czasie zaczyna rosnąć w lesie opisany już przeze mnie dziki szczypior, i pokrzywa, i można robić pierwsze wiosenne sałatki. Więcej o dzikich roślinach jadalnych w rozdziale PRZYRODNICZE.

poniedziałek, 7 maja 2012

POKRZYWA (przepisy na sałatkę)


Tak sobie myślę, że nie ma co obrażać czytelników zdjęciem pokrzywy. Wszyscy wiedzą jak wygląda. Za to dziś dwa przepisy jak jeść młode listki pokrzywy.

Sałatka z pokrzyw.

Przepis podał mi Michał Segit, organizator turystyki i przodownik turystyki (nie przewodnik, zwrócił uwagę na różnicę). I przepis i informacje o Michale zamieszczam za jego zgodą. Michał zna przepis od dawna, taką sałatkę się jada u niego w rodzinie, przepis jest sprawdzony.   Michał pisze tak:

Ja ze swej strony polecam POKRZYWĘ: bardziej powszechna niż dziki szczypior, łatwiej znaleźć i narwać. Najlepiej nadaje się właśnie taka zieloniutka młoda wiosenna nieduża, potem, gdy zaczyna formować kwiatostany, robi się twarda łykowata niesmaczna.
A po co?
Na SAŁATKI!

Robimy tak: przy użyciu nożyka zbieramy młode, chwytając tuż nad ziemią.

Młode pokrzywy nie parzą! [tj. nie tak bardzo, jak duże... :) ]
Zebrane np. do miski zalewamy wodą, po takim wypłukaniu już tym bardziej są nie-parzące.
Teraz szatkujemy.
Dodajemy śmietany lub majonezu - na biało (to też "zatyka" parzące włoski, aby
jeszcze bardziej je unieszkodliwić). Oraz ewentualnie, co tam jeszcze chcemy
dodać.
I smacznego! naprawdę pycha. I podobno b. zdrowe. Trzeba się spieszyć, tylko
wiosną są takie smaczne. Super sprawa na wycieczce lub obozie (o ile zaopatrzymy
się uprzednio w śmietanę itp...), sprawdzone.
Aha, i co ważne ten rarytas nie do kupienia w sklepie:)


Sałatka z pokrzyw – wersja z jajkiem.
Michałowy przepis znam niezależnie w troszkę zmodyfikowanej wersji: z jajkiem. Jadłam wielokrotnie. Działa. Sprawdzony. Smaczny.

Składniki:
- pokrzywy
- gotowane jajko
- majonez
- sól.

Dokładne pociachanie pokrzyw jest kluczowe, żeby nie parzyło. Dobrze wręcz „udeptać” przy siekaniu nożem. I posolona troszkę mięknie i łatwiej się sieka. Następnie staranie wymieszać z majonezem – ważne, żeby nie parzyło. Dodać pociachane jajko, wymieszać. Gotowe.

Wiosną
Wiosenna, „przednówkowa” pokrzywa jest najsmaczniejsza, bo najdelikatniejsza. No i na przednówku jest najmniej zieleniny w sklepach. Smacznego.

--------
Podobne tematy na Ciekawej Medycynie w rozdziale: PRZYRODNICZE. Miłego czytania.

sobota, 5 maja 2012

A na co mi witaminy?


Co to jest witamina?
Witaminy to takie substancje organiczne, które są potrzebne w niewielkich ilościach w pokarmie, bo organizm nie umie ich sam zsyntetyzować, a są niezbędne do życia. (Ale one nie takie, co są „bardzo zdrowe” i trzeba jeść dużo. Za dużo nie jeść, bo w nadmiarze są trucizną.)

Witamina – rzecz względna
To, że organizm nie umie sam zsyntetyzować oznacza, że dla różnych zwierząt z witaminami będzie różnie. Na przykład: kwas askorbinowy, czyli witamina C, nie jest witaminą dla szczura. Szczur umie go sobie sam zrobić. My, ludzie nie umiemy zrobić i musimy dostarczać z zewnątrz.

Co robi witamina?
Witaminy zwykle są składnikami enzymów czy innych białek i związków funkcyjnych w organizmie. Takie białka funkcyjne zużywają się i organizm robi nowe i dlatego potrzebuje kolejne witaminy. Przy wysiłku i przy rekonwalescencji potrzebuje witamin więcej.

To w górach mam jeść więcej witamin?!
Właśnie tak. Bo wysiłek zwiększa zapotrzebowanie.

Dlatego, między innymi, piszę tą serię o dzikich szczypiorach, pokrzywach i mleczach, żeby się w górach, czy na wyprawach, przydało. Jakieś maliny, jagody takie, czy inne, też mam w planie, zwłaszcza te inne jagody, taki mniej znane.

Ale piszesz, żeby nie jeść w nadmiarze!
Tak. Można przedawkować. Przy czym jedząc naturalne jedzenie przedawkować trudniej.  Natomiast syntetyczne, takie w tabletkach, stosunkowo łatwo. Szczególnie, jak bierzecie kilka preparatów „dla zdrowia”, to popatrzcie w skład, żeby się nie dublowały dawki. Na preparacie powinno być wymienione dzienne zapotrzebowanie, czy ile dziennego zapotrzebowania pokrywa dany produkt.

Sprawdzaj
Brałam kiedyś którąś konkretną witaminę w sporych dawkach, i jeszcze jako rekonwalescent dostałam zalecenie brać preparat multiwitaminowy. Wtedy, od razu w aptece, przy farmaceutce, sprawdziłam preparat multiwitaminowy: ile tej mojej witaminy w nim jest, bo ją biorę w ilości takiej a takiej, żebym zbitki nie miała. Aptekarka wykazała się zrozumieniem i pomocą. Jakby było sporo, to bym odpowiednio zmniejszyła dawkę mojej witaminy, ale akurat było jej tam jakaś 1/100 tego, co brałam codziennie, więc w spokoju jadłam obie rzeczy.

Dla biorących leki
Dobrze jest uzgodnić z lekarzem prowadzącym wszystkie zmiany dawkowania, witamin też, szczególnie przy braniu wielu leków. Czasem usłyszysz o czymś: ale to i tak się słabo wchłania, proszę jeść podwójną dawkę, i wtedy jedz podwójną. A czasem usłyszysz: a tak, tu będzie podwójnie, to proszę przeczytać, ile tam jest i odpowiednio zmniejszyć. Wtedy zmniejszyć.

Najlepiej
Najlepiej jeść witaminy w wersji naturalnej. Mamy wtedy gwarancję, że jest dobry skład, enancjomer, czy wiązanie i że nie ma jakiś dodatków z procesu produkcji.

Co prawda do „ekologiczności” kupnych warzyw, to też jest sporo wątpliwości, ale przynajmniej warzywo z natury swojej jest zdrowe na początku i dopiero potem zepsute nawozami czy opryskiem. A proces wytwarzania sztucznych witamin to ma odwrotnie. Dopiero trzeba popracować nad nim, by był dobry i miał tylko to, co chcemy, a nie miał tego, czego nie chcemy. Dlatego preferuję naturalne wersje witamin. Przy lekach to już nie będzie takie oczywiste, ale o tym odcinku „leki naturalne”.

------
Pokrewne tematy:
O roślinach dzikich jadalnych: Dziki szczypior, i inne podobne w rozdziale: PRZYRODNICZE.

Spis treści Ciekawej Medycyny

Dzieci mieć albo nie mieć

Na "Trudnych Tematach" dołożyłam odcinek:  CHCĘ DZIECKO: zajść w ciążę.
To o wadach genetycznych i o tym ile czasu przeciętnie para się o dziecko stara.

I jednocześnie początek serii. Jak zaczęłam pisać odcinek, to temat rodził kolejny temat i mam z pięć odcinków już napisanych, tak "samo" mi się pisało. Zrobię im ostatnie szlify i będę kolejno wieszać. Następny będzie o częstym błędzie par starających się "za bardzo".

O tym, jak dzieci nie mieć - też będzie.

Natomiast nie będzie w żadnym momencie o filozofii, czy dzieci należy mieć, czy nie. Tematy ciąży rodzą sporo kontrowersji. Będę je omijać, jak tylko będę mogła. Ja się w niniejszych testach zajmuję tym, jak coś działa. Żeby być zwolennikiem lub przeciwnikiem czegoś trzeba wiedzieć, jak to coś działa.

I jeszcze o nieregularnych cyklach będzie. Jak znam życie, to bardzo się przyda.

piątek, 4 maja 2012

Bąbel przekłuć czy nie?


Przekłuć, czy nie przekłuwać?
Generalnie bąbel jest naturalnym opatrunkiem, czyli ma zostać.

Wyjątek od reguły:  kiedy jest ryzyko, że sam pęknie – to lepiej go „pęknąć” w warunkach kontrolowanych, i czystych.


Jak opatrzyć bąbel, otarcie i inne uciskane czy uszkadzane miejsca.
Zrobić kółeczko, wałeczek w kształcie kółeczka, z bandaża, lub gazika. Takiej wielkości, żeby dziurka w wałeczku była wielkości bąbla. Położyć dookoła bąbla, czy zranionego miejsca. Tak, żeby but uciskał wałeczek i zdrową skórę wokół bąbla, a bąbel był niedotykany.

I już.



Dostałam komentarz od czytelnika
Bardzo dziękuję za rzeczowe przemyślenia. Lubię komentarze, a ten bardzo mi się podobał. Pod wpływem tego komentarza uzupełniam:

Najlepiej:
Najlepiej oczywiści zostawić bąbel w spokoju. Jak powstał od złego buta, to zmienić na klapki. Jak od wiosła – to nie wiosłować. Posmarować czymś przyspieszającym gojenie też można, jak najbardziej.

Jeśli nie można zostawić w spokoju
Bo jesteśmy w środku dzikich gór, gdzie nawet GOPRu nie ma, bo nie polskie góry i musimy iść i założyć ten sam but, co obryzł nogę – wtedy warto zrobić wałeczek dookoła bąbla czy otarcia. Zwłaszcza takiego z boku stopy, na pięcie czy palcu.

Przymocować wałeczek
Żeby się nie przesunął i nie pogorszył bąbla. Przykleić solidnie plastrem bez opatrunku, i to tak raczej na zewnątrz wałeczka, nie do bąbla. Albo obandażować, bandaż jest szorstki i ładnie trzyma na miejscu. Proszę się nie bać bandaża, to naprawdę użyteczna rzecz.

To mi się nie zmieści do buta!
To zmienić skarpetkę na cieńszą.

A nie można po prostu zakleić plastrem?
Jeśli wkładasz nogę do tego samego buta, co zrobił bąbel, to naklejając coś na bąbel zwiększasz ucisk na bąbel, czyli tym miejscu, gdzie nacisk już był za duży. To pogarsza. Dlatego polecam wałeczek dookoła.
Naklejenie plastra w miejsce bąbla ma sens tylko wtedy, jeśli jest jakaś krawędź, która obciera i robi bąbel, żeby „rozpłaszczyć” nacisk takiej krawędzi. Na przykład but zgina się w złym miejscu i to zgięcie obciera. Wtedy jest krawędź, która obciera. Ale na miejsca, gdzie obciera powierzchnia, na przykład obtarte pięty, czy bąble od wiosła, lub od narzędzia - wałeczek będzie lepszy. Można też po prostu spróbować obu metod i zobaczyć, która się bardziej sprawdza na danym. Zrobienie wałeczka jest trochę bardziej pracochłonne, ale są takie uszkodzenia, gdzie wałeczek dookoła jest bezcenny. Warto o takiej możliwości pamiętać.

----
Więcej odcinków  o pierwszej pomocy, i to niekoniecznie wielkiej i wypadkowej, a czasem takiej malutkiej pierwszej pomocy - znajdziesz w rozdziale Wypadki - Pierwsza pomoc. Polecam.

środa, 2 maja 2012

KWASZONE CZY SKWAŚNIAŁE?


Czym się różni kwaszone od skwaśniałego?
NICZYM. 
To to samo. W środku jest bakteria Lactobacillus acidofilus  i to ona robi, że coś kwaśnieje, na przykład mleko, ogórki, kapusta. Jak również: zupa, która postała w cieple, czy sosik.

To czy można jeść skwaśniałą zupę?!
Ech… To teraz proszę uważnie przeczytać cały akapit. Bo można. Ale nie namawiam. Świadomie odwodzę. Czemu? Bo to oznacza próbowanie każdej skisłej, paskudnej brei. Bo jak inaczej poznacie, że skwaśniało? Pojęcie „zepsute” jest szersze niż „skwaśniałe”– bo zawiera w sobie nie tylko rzeczy skwaszone przez Lactobacillusa, ale i przerobione przez inne bakterie, lub przez grzyby. A tych nie jemy, bo mogą być trujące. Gorzej. Mogą być bardzo trujące, tak na śmierć, a przy tym bez smaku – tak jak bakteria jadu kiełbasianego, psująca konserwy mięsne. Bez smaku. Bez zapachu. A zabija. To ta bakteria od spuchniętych puszek. Rzadko to teraz się widuje.

Nie namawiam na wynalazki, na jedzenie „co popadnie”, ani na kwaszenie tego, co popadnie.. Ja piszę o rzeczach sprawdzonych. Znanych. Może mało znanych, może zapomnianych, tak jak dzikie rośliny jadalne, o których teraz piszę serię, ale znanych. Nie jedzcie przypadkowych rzeczy! Jedzcie, to co mamy wypróbowane.

Co kwasić?
To co znamy i wiemy że można, czyli, ogórki i kapustę i mleko.
Jeszcze znamy zakwas z buraków (do barszczu czerwonego), oraz zakwas z mąki do żurku (to nawet w sklepach sprzedają) i zakwas do pieczenia chleba (chleb „na zakwasie” można kupić).
Czy coś jeszcze w naszym kraju się kwasi?

A czemu nie kwasić innych rzeczy?
Słyszałam o kwaszonych rydzach, arbuzach i pomidorach u naszych sąsiadów. Uwaga – nie kwaście na własną rękę. Najlepiej mieć sprawdzony przepis, albo kogoś znajomego,  kto to już to robił. Chodzi o to, żeby dana metoda kwaszenia promowała rozwój Lactobacillusa. Jeśli nie wiemy co i jak kwasić, to może wygrać w wyścigu inna bakteria. Z punktu widzenia bakterii i grzybów takie ogórki to jeden wielki stół z jedzeniem. Kto pierwszy, ten lepszy. Jedne bakterie wolą cieplej, inne lubią cukier, a my chcemy żeby wygrał Lactobacillus.

Jak nie ukwaszę czegoś nowego, to nie będzie postępu wiedzy!
Ok., zgoda. Ale musisz robić eksperymenty bez zaplecza do porządnych testów do badania zawartości toksyn? A wiesz, co spotkało badaczy, którzy odkrywali i ekstrahowali nikotynę? Tak, tę nikotynę co jest w papierosach i gumach nikotynowych dla palaczy. Tę nikotynę. Napiszę o tym odcinek, bo historia pouczająca, ale już wam powiem, że niektórzy zginęli. Zmarli. Zatruli się na śmierć, właśnie nikotyną. Nie masz zaplecza do badania kwaszonych wynalazków? To trzymaj się znanych przepisów.

Kwaszenie skręca
Miałam okazje jeść zakwas z buraków robiony przez koleżankę – bardzo dobry, oraz robić osobiście – i tu była skucha, skręciło mi kwaszenie, wyszedł gorzki. Podobnie jest z ogórkami. Może „skręcić” i wyjdzie gorzkie – wtedy nie jeść. Dobrze jest powąchać, ma ładnie, kwaśno pachnieć. Jak pachnie gorzko, wylewamy bez próbowania.

Skąd się bierze Lactobacillus?
Z powietrza. Z kurzu w powietrzu dokładniej. To powszechnie występująca bakteria. I jeszcze z naszych rąk, mamy ją na skórze. Dla kobiet jest to szczególnie istotna bakteria, oraz to tę bakterię mamy dojadać po antybiotykoterapii.

Więcej o Lactobacillusie w odcinkach
oraz jeszcze w odcinkach „seks szkodzi” i "instalacja Lactobacillusa" na Trudnych tematach.
Bo to naprawdę powszechna bakteria.

Smacznych kwaszonek.